piątek, 30 czerwca 2017

Dzień piąty - piątek (30.06)

Dziś baaardzo intensywnie....
Od rana - chwila z książką. Potem pierwsze zajęcia i...pierwszy test... Zdobyłam 86%, hmmm... dużo to, czy mało...?!
Potem kolejne zajęcia i nasza (kolegi Juana i moja) prezentacja dla grupy B1. Nie wiem, która z grup była bardziej przejęta - nasza czy B1 :) było niezwykle miło...
Potem - baaardzo szybki spacer na dworzec kolejowy i (korzystając z okazji, że dzisiaj krótsze zajęcia) - razem z Elą i Danusią (z Ostrzeszowa) jedziemy pociągiem do COBH.
To niedaleko, przepiękne miasteczko portowe - słynne z tego, że ponad sto lat temu, w 1912 roku był tu ostatni przystanek Titanica... Sporo miejsc z tym wydarzeniem związanych. Ale także piękna Katedra i spacer uliczkami.
Pogoda w Irlandii nie do przewidzenia - aura podarowała nam bezchmurne popołudnie :)
Wieczorem pożegnałam Elę i Danusię (obie wstają wcześnie rano, żeby wrócić do Polski).
Ja mam przed sobą jeszcze tydzień!
Jutro wczesna pobudka i całodniowa wycieczka :)
I can't wait :)

fotorelacja:

Całkiem szybki spacer na dworzec i moim oczom ukazał się... Intercity! prawda, że ładny?


Pociąg relacji Cork - Cobh dostarcza przepięknych widoków: tory poprowadzone są " po wodzie" - po obu stronach pociągu widoki jak poniższy...


Stacja końcowa - Cobh


Przy stacji otwarta ekspozycja dotycząca Titanica oraz pozostałych okrętów firmy White Star.


Modele statków są świetnie wykonane - moje uznanie dla twórców...


I jeszcze zdjęcie z cyklu "Tony Halik - tu byłem"...


Nadbrzeże wygląda właśnie tak - nadmorsko, kurortowo, relaksacyjnie...


Uwagę moją przykuwa rzeźba Nawigatora. jej powaga (smutek?) troszkę jakby kolidują z kolorowym otoczeniem... Chociaż mocno współgrają z tematem kolejnego miejsca, czyli zatonięciem Titanica...


Stała ekspozycja Cobh - muzeum Titanica. Poniżej dwa zdjęcia wnętrza kajut trzeciej klasy - to NAPRAWDĘ był najbardziej luksusowy jak na tamte czasy statek - nawet tutaj była bieżąca woda!



A tak wyglądało MENU trzeciej klasy:


Zdjęcie gazeciarza z wymownym tytułem...


I dość przerażające statystyki...


Po zwiedzaniu czas na jedzenie - postanowiłam podzielić się też tym momentem: w Cobh obiad był w chińskiej restauracji - to nasze startery :) I pozdrawiam niniejszym przemiłą kelnerkę z Polski!


Kolejny punkt programu to górująca nad miasteczkiem katedra - taki widok ze wzgórza :)


A to przepiękna rozeta nad wejściem głównym... Specjalnie chciałam pokazać ją w ciemnym tle, robi wrażenie...


Domki mijane po drodze, jakby z Tolkiena...


I pytanie za 100 punktów - kto się odważy NIE sprzątnąć po swoim psie??? Zazdroszczę..



Wracamy na nadbrzeże - to widok na budynek, z którego na Titanic wsiadali pasażerowie pierwszej i drugiej klasy.


A to pozostałości po dawnym stelażu - tutaj była odprawa. Titanic (z oszczędności czasu) nie zacumował na nadbrzeżu - czekał nieopodal. Pasażerowie odpływali do niego małymi stateczkami pasażerskimi właśnie z tego miejsca. 


A obok - zwykła marina...


I droga powrotna - znów z pięknymi widokami zza okien pociągu...

Dzień czwarty – czwartek (29.06)

Dziś, po zajęciach, postanowiłyśmy zawędrować do muzeum – galerii sztuki, w czwartki wyjątkowo czynnej do 20.00. Okazało się jednak, że nie całkowicie – bo tylko 2 piętra z trzech. 
Potem krótkie zakupy i wróciłam odpocząć :) jutro w ramach zajęć mam razem z kolegą z grupy, Juanem, prezentację dla grupy mniej zaawansowanej językowo – my ćwiczymy prezentację przed grupą, a oni uczą się od nas nowego słownictwa i nam zazdroszczą, jak już dużo umiemy. 
Taki układ, a co!


fotorelacja:

Parter Galerii to wystawa rzeźb - trochę starożytnych, trochę chrześcijańskich. 


Piętro to przeciekawa wystawa dotycząca dźwięku, a na podłodze olbrzymia kolekcja... dzwonków :)
Wygląda to zjawiskowo...


Kolejny moment spaceru to nasza stała trasa zakupowa (do Tesco). Moją uwagę przykuwa świetny banner jednego z okolicznych pubów


Tutaj utknęłam na dobre - księgarnia :) Dla przykładu dział dziecięcy :)


Powrót przez Park Pokoju i fragment stojącej tam rzeźby.

Dzień trzeci – środa (28.06)

Dzisiaj trzeci dzień zajęć – idę już na nie ze spokojem, ciekawością, chęcią do pracy... dziwne? Niekoniecznie. Przebywanie wśród tak różnorodnych osób, które jednak cel mają podobny, robi swoje – troszkę bardziej się chce :)
Dzisiaj irlandzka pogoda sprzyja – a zatem, razem z Elą i Danusią spacerujemy po Cork w trybie "zwiedzania". A nie jest to takie proste –kończymy zajęcia o 16.20, a większość miejsc, zabytków, muzeów kończy swoją pracę o 16.00 bądź 17.00. Irlandczycy szanują swój czas.
Pierwszy punkt programu na dziś to Katedra. Kto to był Św. Finn Barre, to pojęcia nie mam, ale katedrą się opiekuje :)
Później szacowne mury Univercity College Cork – pięknie, dostojnie. Kolejne miejsce to Fitzgerald's Park – zielone miejsce zachęcające do powolnych spacerów i odpoczynku.
Wszędzie, gdziekolwiek nie pójdziesz, trafisz na rzekę Lee.

fotorelacja:

Zwiedzanie rozpoczynamy od najbliższego mojemu zakwaterowaniu punktu - katedra Św. Findbara
 


Zagadka rozwiązana - Św. Findbar to pierwszy biskup Cork, w zasadzie jego założyciel (fundator).


Budynek jest olbrzymi, monumentalny - bardzo lubię ten styl zabytków - kamień, surowość i majestat


A te drobiazgi pod ławkami mnie po prostu zachwyciły... ("uszyte do modlitwy").


Danusia z Elą sprawdzają trasę i ruszamy dalej...


Następny punkt programu to Uniwersytet Cork



Budynek Uniwersytetu wygląda przepięknie... Nawet takiego leniwca jaj ja chyba zmotywowałyby te mury :)



 Nasza wycieczka :)
 

W głównym budynku jest wystawa kamieni - niezwykłych, bo z zachowanymi fragmentami starożytnego pisma (tak zwane pismo ogamiczne).


Znów rzeka, kanały... park uniwersytecki jest przeuroczy...


Droga powrotna przez Fitzgerald Park - znowu rzeka :)

wtorek, 27 czerwca 2017

Dzień drugi - wtorek (27.06)

Dziś już pełny dzień zajęć - trzy bloki po 2 godziny zegarowe... Odkrywam, jak odwykłam od takiej intensywności z j. angielskim. Drodzy Gimnazjaliści - przez własną skórę rozumiem wasze zmęczenie pod koniec pełnego lekcji dnia :)
Ale tez mam nadzieję, że podobne jest również to doświadczenie, że oto "łapię coś nowego" i czerpię satysfakcję z używania zwojów pod grzywką...
Popołudniowe zajęcia to miła niespodzianka - jestem w jednej grupie z Elą.

Po zajęciach razem powędrowałyśmy na zakupy, po znaczki, pocztówki... Wieczór przyjemny, bez deszczu i wiatru (czy aby na pewno jestem w Irlandii)?

fotorelacja:

A taki mam widok z okna podczas zajęć popołudniowych - Most Św. Patryka i ul. Św. Patryka w dalszym planie :)
 

A to moja droga do domu - te wysokie wieże to Katedra Św. Findbara, Deans' Hall jest niedaleko.


A poniżej to efekt dość wyczerpującej wspinaczki na szczyt wzgórza po północnej stronie miasta. Widok świetny, zapewniam, że warto było złapać zadyszkę.



Kolejne zdjęcia z Katedra w tle - aż żal nie robić zdjęć przy takiej pogodzie (bezchmurne nieba to aktualnie towar deficytowy, niestety)




Dzień pierwszy - poniedziałek (26.06)

To zaczęłam... Spotkanie z grupą to całkiem sympatyczne doświadczenie (nie biorąc pod uwagę drobnego faktu, że mój PESEL chyba najstarszy... Cóż - taka sytuacja :)
W grupie jest nas dziewięcioro - z takich zakątków jak Japonia, Meksyk, Brazylia, Szwajcaria, Hiszpania. W tej grupie miałam dziś 2 zajęcia - z dwojgiem różnych nauczycieli. Pierwsza to Lynda - z długimi, rudymi włosami i zielonymi elementami stroju i dodatków. Irlandka, czy jak??? Drugie zajęcia prowadzi Christina - Amerykanka z Texasu.
Niezwykłe to doświadczenie - odkrywać, jak mały w gruncie rzeczy jest nasz świat :)
Po południu krótka wycieczka po mieście - oprowadzają nas ludzie z Cork English College.
A wieczór...hmmm... między innymi ---> zadanie domowe...

A poza tym wieczorem deszcz (całkiem solidny) i wiatr. Dla tubylców normalka, dla mnie szkoda - mało mogłam wędrować z aparatem :/

fotorelacja:

 To tutaj się uczę :)


A to pierwsze widoki związane z Cork - autobusy piętrowe "double-decker"


Ulica Św.  Patryka - ścisłe centrum miasta. Te lampy to pamiątka i odniesienie do żurawi ładujących towar na statki. Swego czasu w Cork było mnóstwo kanałów - taka Wenecja Północy.


A to Bishop Lucey Park - mały skrawek zieleni w centrum miasta, zwany także Parkiem Pokoju - otwarty w czasie, gdy uspokajały się konflikty na Wyspie.


Poniżej jedna z wielu uliczek w centrum i witryny sklepowe :)


A to już rzeka Lee, która rozdzielając się na dwa kanały, ze ścisłego centrum miasta tworzy wyspę.


Można obserwować różnice poziomów wody o różnych porach dnia.


A to graffiti przyciągnęło moją uwagę podczas popołudniowego spaceru.